Wpisy archiwalne w kategorii
Steping :P
Dystans całkowity: | 54.27 km (w terenie 42.00 km; 77.39%) |
Czas w ruchu: | 16:00 |
Średnia prędkość: | 3.39 km/h |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 27.14 km i 8h 00m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 2 maja 2016
Kategoria Steping :P, Urlop
Turbacz - Steping
Drugi dzień majówki. Moi młodzi chyba zapamiętają go do końca życia. Plan był taki żeby dotrzeć na czerwony szlak tuż za kwaterą , drogą Jurkowski Potok i nim spokojnie zdążać na Turbacz. Wszystko było by ok, gdybym tylko wiedział jak wiele wysiłku będzie nas kosztowała właśnie ta pierwsza faza drogi .
Niestety nie doliczyłem czasu tego podejścia poza szlakiem i w końcowej fazie wycieczki moi byli już kompletnie wykończeni. Musiałem już po zejściu ze szlaków na asfalt w Ochotnicy biec po samochód na kwaterę bo powoli się ściemniało a szli już bardzo powoli.
Tak więc wycieczkę rozpoczęliśmy bezpośrednio z kwatery w Ochotnicy przy Jurkowskim Potoku. Droga początkowo asfaltowa zmieniła się w szutrową, a po minięciu kilku urokliwych mostków nad strumykami stała się zwykła drogą gruntową i zaczęła się bardzo mocno piąć do góry. Podejście na czerwony szlak , mimo małej odległości na mapie , zajęło nam prawie dwie godzimy i kosztowało bardzo dużo wysiłku.
Na Jurkowskim Potoku
Droga do czerwonego szlaku (początki stromego )
Nietypowe wejście na szlak, prosto z ....lasu :P
Kiedy osiągnęliśmy już czerwony szlak , w okolicy Polany Kudowskiej, skierowaliśmy sie w kierunku naszego głównego celu czyli Turbacza. Droga była bardzo długa , na początku niezbyt wymagająca, biegnąca nowym szlakiem rowerowym , ubitym szutrem. Po drodze w Studzionkach w stacji turystycznej p.Chrobaków podbijamy pieczątki , żeby poświadczyć to nasze nietypowe wejście na szlak.
Ze Studzionek , przez Bukowinkę idziemy na przełęcz Knurowską.
Jeden z kopców granicznych na szlaku czerwonym
Czerwony szlak rowerowy
Moje Miśki :)
Stacja turystyczna w Studzionkach
Po przekroczeniu drogi na przełęczy i przejściu kilkuset metrów w miarę prostym szlakiem , zaczęły się momenty trudniejsze, kamieniste i bardziej strome. Miśki już były bardzo zmęczone i na zmianę dodawaliśmy sobie otuchy, rozmawiając o wszystkim, żeby tylko zapomnieć o zmęczeniu i o tym ze jeszcze kawał drogi przed nami , oraz powrót na kwaterę. A czas nieubłaganie mijał i powoli zbliżał się ku wieczorowi.
W końcu osiągnęliśmy najpierw Kiczorę , a po pokonaniu siodła Długiej Hali i kolejnym podejściu sam Turbacz.
Schronisko pod Turbaczem
Powrót na początku był zaplanowany przez Jaworzynę Kamienicką i Przysłop żółtym szlakiem do Ochotnicy, ale niestety ogromne zmęczenie Młodego , zbliżający się zmrok spowodowały zmianę planów. Odwrót nastąpił poprzez Kiczorę na zieloną ścieżkę dydaktyczną która poprzez Suchą i Znaki dość szybko sprowadziły nas do asfaltowej drogi na początku Ochotnicy , przy Schronisku Młodzieżowym w Ustrzyku. Kiedy już była końcówka szlaku i wiedziałem że Moi się nie zgubią , biegiem pognałem na dół i potem asfaltem w stronę kwatery. Miałem przed sobą ok 5 km marszobiegu . Na szczęście kiedy pojawił się zasięg w komórce zadzwoniła do mnie zaniepokojona właścicielka kwatery i po chwili rozmowy zaproponowała że jej mąż wyjedzie mi na spotkanie i podjedzie zebrać moich z drogi. Tak też zrobiliśmy i już po zmroku, ale bezpieczni wróciliśmy na kwaterę .
Trasa jak na nie wprawionych turystów bardzo długa i ciężka , ale ogarnięta :)
https://www.endomondo.com/users/5697737/workouts/717202536
Niestety nie doliczyłem czasu tego podejścia poza szlakiem i w końcowej fazie wycieczki moi byli już kompletnie wykończeni. Musiałem już po zejściu ze szlaków na asfalt w Ochotnicy biec po samochód na kwaterę bo powoli się ściemniało a szli już bardzo powoli.
Tak więc wycieczkę rozpoczęliśmy bezpośrednio z kwatery w Ochotnicy przy Jurkowskim Potoku. Droga początkowo asfaltowa zmieniła się w szutrową, a po minięciu kilku urokliwych mostków nad strumykami stała się zwykła drogą gruntową i zaczęła się bardzo mocno piąć do góry. Podejście na czerwony szlak , mimo małej odległości na mapie , zajęło nam prawie dwie godzimy i kosztowało bardzo dużo wysiłku.
Na Jurkowskim Potoku
Droga do czerwonego szlaku (początki stromego )
Nietypowe wejście na szlak, prosto z ....lasu :P
Kiedy osiągnęliśmy już czerwony szlak , w okolicy Polany Kudowskiej, skierowaliśmy sie w kierunku naszego głównego celu czyli Turbacza. Droga była bardzo długa , na początku niezbyt wymagająca, biegnąca nowym szlakiem rowerowym , ubitym szutrem. Po drodze w Studzionkach w stacji turystycznej p.Chrobaków podbijamy pieczątki , żeby poświadczyć to nasze nietypowe wejście na szlak.
Ze Studzionek , przez Bukowinkę idziemy na przełęcz Knurowską.
Jeden z kopców granicznych na szlaku czerwonym
Czerwony szlak rowerowy
Moje Miśki :)
Stacja turystyczna w Studzionkach
Po przekroczeniu drogi na przełęczy i przejściu kilkuset metrów w miarę prostym szlakiem , zaczęły się momenty trudniejsze, kamieniste i bardziej strome. Miśki już były bardzo zmęczone i na zmianę dodawaliśmy sobie otuchy, rozmawiając o wszystkim, żeby tylko zapomnieć o zmęczeniu i o tym ze jeszcze kawał drogi przed nami , oraz powrót na kwaterę. A czas nieubłaganie mijał i powoli zbliżał się ku wieczorowi.
W końcu osiągnęliśmy najpierw Kiczorę , a po pokonaniu siodła Długiej Hali i kolejnym podejściu sam Turbacz.
Schronisko pod Turbaczem
Powrót na początku był zaplanowany przez Jaworzynę Kamienicką i Przysłop żółtym szlakiem do Ochotnicy, ale niestety ogromne zmęczenie Młodego , zbliżający się zmrok spowodowały zmianę planów. Odwrót nastąpił poprzez Kiczorę na zieloną ścieżkę dydaktyczną która poprzez Suchą i Znaki dość szybko sprowadziły nas do asfaltowej drogi na początku Ochotnicy , przy Schronisku Młodzieżowym w Ustrzyku. Kiedy już była końcówka szlaku i wiedziałem że Moi się nie zgubią , biegiem pognałem na dół i potem asfaltem w stronę kwatery. Miałem przed sobą ok 5 km marszobiegu . Na szczęście kiedy pojawił się zasięg w komórce zadzwoniła do mnie zaniepokojona właścicielka kwatery i po chwili rozmowy zaproponowała że jej mąż wyjedzie mi na spotkanie i podjedzie zebrać moich z drogi. Tak też zrobiliśmy i już po zmroku, ale bezpieczni wróciliśmy na kwaterę .
Trasa jak na nie wprawionych turystów bardzo długa i ciężka , ale ogarnięta :)
https://www.endomondo.com/users/5697737/workouts/717202536
- DST 45.00km
- Teren 35.00km
- Czas 10:00
- VAVG 4.50km/h
- Aktywność Wędrówka
Niedziela, 1 maja 2016
Kategoria Steping :P, Urlop
Trzy Korony - Steping
Kiedyś musiał być ten pierwszy raz, wiec w końcu całą naszą Trójcą postanowiliśmy spędzić majówkę razem poza domem . Pozwiedzać coś, pooglądać itp :)
Wybór padł na Gorce ( kwatera w Ochotnicy Górnej) i Szczawnicę z Trzema Koronami. W planach był jeszcze Luboń Wielki ale niestety już nie daliśmy rady.
Wyjazd nastąpił już 1 maja z samego rana, bo Wiola w Sobotę jeszcze pracowała . Pobudka wcześnie rano, paking i w drogę. Kierunek Sromowce Wyżne. Na miejscu jesteśmy po dwóch godzinach z niewielkim naddatkiem . Parkujemy jak zwykle trochę wcześniej ( na parkingu naprzeciw kościoła ) żeby potem nie mieć problemów z wyjechaniem ( sprawdziło się w 100% ).
Fotka startowa przy granicznym moście :)
Obieramy kierunek na Schronisko Trzy Korony żeby podbić książeczki GOT na początku podejścia ( na zejściu powtórka , są dwie pieczątki w schronisku). Schronisko całkiem przyjemne, akurat w tym dniu niezbyt zatłoczone , co nam sprzyjało na koniec wyprawy bo nie musieliśmy zbyt długo czekać na korytko . O dziwo karmią bardzo smacznie i niedrogo co nas absolutnie miło zaskoczyło.
Ze schroniska idziemy kawałek żółtym szlakiem , ale widząc że większość turystów wybiera właśnie ten szlak, my postanowiliśmy od razu na początku skręcić na zielony.
Pomysł był dobry, mieliśmy spokój i ciszę w trakcie przejścia. Większe grupy ludzi spotkaliśmy dopiero na polanie Kosarzyska , gdzie odpoczywali, biwakowali i ogólnie robili wokół siebie hałas. My w tym miejscu odbijamy na chwilę ( jak taka chwila może się wydłużyć jeśli idzie się pierwszy raz i nie zna się terenu ? :( ) w stronę Góry Zamkowej. Dojście dość ciekawe i całkiem wymagające , mimo schodów z kamieni i drewna . Ostre podejścia i zejścia pomiędzy Górą Zamkową a Ostrym Wierchem .
Ruiny Zamku Pieniny ciekawe , choć zbyt dużo pozostałości nie ostało się do naszych czasów. Warto jednak zobaczyć w jak niedostępnych miejscach nasi przodkowie potrafili budować swoje siedziby.
Ruiny Zamku Pieniny
Z Góry Zamkowej wracamy w stronę Trzech Koron idąc niebieskim szlakiem . Z biegiem czasu zaczyna robić się coraz większy tłok i na samym końcu , przed samą Okrąglicą z ledwością można się poruszać po szlaku.
Z Trzech Koron schodzimy niebieskim szlakiem przez Polanę Pieniny , gdzie rozciąga się przepiękny widok na Tatry ( nota bene taki sam jak z tarasu widokowego na Sokolicy tylko bez ciżby ludzkiej na plecach :P )
Widok na Tatry z Polany Pienieny
Z niebieskiego szlaku skręcamy na przeł. Szopce na żółty i powoli zaczynamy schodzić zamykając naszą Koronną pętelkę. Początek i koniec żółtego szlaku są łatwe i szerokie , natomiast środek jest mocno stromy, poprowadzony wieloma zakosami gdyż trzeba na krótkim odcinku pokonać dużą różnicę wysokości.
Wąwozem Szopczańskim schodzimy na koniec jeszcze raz do schroniska , gdzie podbijamy drugą pieczątkę, wciągamy bardzo smaczny obiad i asfaltem spokojnie wracamy do Księżnej żeby zawiozła nas dalej.
Przed odjazdem na kwaterę do Ochotnicy, zahaczamy jeszcze o Szczawnicę, lodzimy i odpoczywamy na ławeczkach przy Dunajcu.
Dzień spędzony całkiem miło, choć dość męczący , bo pierwsze górki w tym roku.
Traska ok 9 km
Czas o 4-5 h
Wybór padł na Gorce ( kwatera w Ochotnicy Górnej) i Szczawnicę z Trzema Koronami. W planach był jeszcze Luboń Wielki ale niestety już nie daliśmy rady.
Wyjazd nastąpił już 1 maja z samego rana, bo Wiola w Sobotę jeszcze pracowała . Pobudka wcześnie rano, paking i w drogę. Kierunek Sromowce Wyżne. Na miejscu jesteśmy po dwóch godzinach z niewielkim naddatkiem . Parkujemy jak zwykle trochę wcześniej ( na parkingu naprzeciw kościoła ) żeby potem nie mieć problemów z wyjechaniem ( sprawdziło się w 100% ).
Fotka startowa przy granicznym moście :)
Obieramy kierunek na Schronisko Trzy Korony żeby podbić książeczki GOT na początku podejścia ( na zejściu powtórka , są dwie pieczątki w schronisku). Schronisko całkiem przyjemne, akurat w tym dniu niezbyt zatłoczone , co nam sprzyjało na koniec wyprawy bo nie musieliśmy zbyt długo czekać na korytko . O dziwo karmią bardzo smacznie i niedrogo co nas absolutnie miło zaskoczyło.
Ze schroniska idziemy kawałek żółtym szlakiem , ale widząc że większość turystów wybiera właśnie ten szlak, my postanowiliśmy od razu na początku skręcić na zielony.
Pomysł był dobry, mieliśmy spokój i ciszę w trakcie przejścia. Większe grupy ludzi spotkaliśmy dopiero na polanie Kosarzyska , gdzie odpoczywali, biwakowali i ogólnie robili wokół siebie hałas. My w tym miejscu odbijamy na chwilę ( jak taka chwila może się wydłużyć jeśli idzie się pierwszy raz i nie zna się terenu ? :( ) w stronę Góry Zamkowej. Dojście dość ciekawe i całkiem wymagające , mimo schodów z kamieni i drewna . Ostre podejścia i zejścia pomiędzy Górą Zamkową a Ostrym Wierchem .
Ruiny Zamku Pieniny ciekawe , choć zbyt dużo pozostałości nie ostało się do naszych czasów. Warto jednak zobaczyć w jak niedostępnych miejscach nasi przodkowie potrafili budować swoje siedziby.
Ruiny Zamku Pieniny
Z Góry Zamkowej wracamy w stronę Trzech Koron idąc niebieskim szlakiem . Z biegiem czasu zaczyna robić się coraz większy tłok i na samym końcu , przed samą Okrąglicą z ledwością można się poruszać po szlaku.
Z Trzech Koron schodzimy niebieskim szlakiem przez Polanę Pieniny , gdzie rozciąga się przepiękny widok na Tatry ( nota bene taki sam jak z tarasu widokowego na Sokolicy tylko bez ciżby ludzkiej na plecach :P )
Widok na Tatry z Polany Pienieny
Z niebieskiego szlaku skręcamy na przeł. Szopce na żółty i powoli zaczynamy schodzić zamykając naszą Koronną pętelkę. Początek i koniec żółtego szlaku są łatwe i szerokie , natomiast środek jest mocno stromy, poprowadzony wieloma zakosami gdyż trzeba na krótkim odcinku pokonać dużą różnicę wysokości.
Wąwozem Szopczańskim schodzimy na koniec jeszcze raz do schroniska , gdzie podbijamy drugą pieczątkę, wciągamy bardzo smaczny obiad i asfaltem spokojnie wracamy do Księżnej żeby zawiozła nas dalej.
Przed odjazdem na kwaterę do Ochotnicy, zahaczamy jeszcze o Szczawnicę, lodzimy i odpoczywamy na ławeczkach przy Dunajcu.
Dzień spędzony całkiem miło, choć dość męczący , bo pierwsze górki w tym roku.
Traska ok 9 km
Czas o 4-5 h
- DST 9.27km
- Teren 7.00km
- Czas 06:00
- VAVG 1.54km/h
- Aktywność Wędrówka
Niedziela, 23 sierpnia 2015
Kategoria Steping :P
Magurka, Przegibek, Gaiki
- Aktywność Wędrówka
Sobota, 25 lipca 2015
Kategoria Steping :P
Pilsko ...na stopach :P
Dzisiejszy dzień minął pod znakiem - steping - góring- burzing z piorunningiem :P
Wyjazd samochodem nastąpił ok 5 rano aby w miarę szybko osiągnąć cel którym dzisiaj było Pilsko. Dojazd bezproblemowy, rozpakowanie na parkingu w Korbielowie Dolnym i na podeszwach powolne pięcie się w górę .
Na początek kierujemy się niebieskim szlakiem w stronę Przełęczy Przysłopy (847) po czym skręcamy w prawo za za czarnymi znakami ( nawet oznaczonymi na mapie jako szlak rowerowy co trzeba następnym razem sprawdzić :P ) na Uszczawne Niżne (1015)
a zaraza za nim na Malorkę (1051)aby dostać się na Uszczawne Wyżne (1145) gdzie kończy się czarny pieszy (rowerowy ciągnie się dalej z nami :P ) , a zaczyna się zielony pieszy którym przez Skałkę (1235) pomykamy na Halę Miziowa do schroniska.
W schronisku kilka minut odpoczynku, ogarnięcie widoczków , buła i powoli idziemy na ostatni etap przed szczytem. Wbijamy się na żółty szlak który całkiem ładnie trawersuje wzdłuż północno-wschodniego stoku . Po chwili wychodzimy na ścieżkę wśród kosodrzewiny którą najpierw dostajemy się na "polskie pilsko " czyli na Pięć Kopców a dopiero kawałek dalej docieramy na Pilsko właściwe (1557).
Kilka minut dajemy sobie na focenie i na odpoczynek , ale nie siedzimy na górze zbyt długo bo zaczynają się zbierać niezbyt sympatyczne chmury w odcieniu ciemno szarym.
Jeszcze nie wiedzieliśmy że to był początek tego co nas spotkało na zejściu. Na Miziową schodzimy czarnym wzdłuż wyciągów , całkiem fajnie i szybko. W schronisku zakup książeczek GOT ( w końcu może się coś uzbiera na żelazo na kapelusz :P ) , pieczątkarnia i biorąc pod uwagę widoki na niebie, następuje decyzja o jak najszybszym zejściu na dół .
Schodzimy żółtym szlakiem . Po kilkuset metrach zaczynamy słyszeć za sobą delikatne pomruki burzy. Robi się bardzo szybko chłodniej, i czuć w powietrzu wilgoć. Zaczął coraz mocniej wiać wiatr . Gdzieś przed samą polaną Gackówka spadły pierwsze krople deszczu a zaraz po nich ( zdażyliśmy tylko szybko założyć deszczówki ) zrobiło się biało od deszczu, zerwał się wicher który wyginał trzydziestometrowe drzewa . Zejście zaczęło się robić bardzo niebezpieczne , bardzo szybko podłoże zaczęło się robić śliskie , do tego bardzo silny wiatr i o błąd nie było trudno. Każdy z nas był całkowicie skupiony na tym aby się gdzieś nie poślizgnąć co mogło by się skończyć tragicznie. I tylko to było w naszych możliwościach, na resztę nie mieliśmy żadnego wpływu. Prawda jest taka ze przed piorunem się nie ucieknie ( a schować się tam nie ma gdzie). Mieliśmy tylko nadzieje że im niżej będziemy tym będzie bezpieczniej. Moim zadaniem było jeszcze zagadywanie Oskara żeby nie zwracał uwagi na to co się dzieje wokół . Normalnie panicznie boi się burzy a tu nagle był w jej centrum, bez bezpiecznego pokoju czy zamkniętych okien, wszystko działo się nad jego głową. Zaczął się mocno trząść, adrenalina robi swoje, ale dzięki temu że go zagadywałem wyłączył się trochę i mocno go trzymając mogliśmy schodzić na dół. Na szczęście po kilku, kilkunastu minutach wszystko zaczęło się uspakajać i przeniosło na drugą stronę wzgórza po którym schodziliśmy. Cali przemoknięci ale zdrowi i co najważniejsze żywi dotarliśmy do samochodu.
Mimo tej burzy dzień był całkiem przyjemny. Droga ciężka ale widoki przepięknie wynagradzają wysiłek.
Wyjazd samochodem nastąpił ok 5 rano aby w miarę szybko osiągnąć cel którym dzisiaj było Pilsko. Dojazd bezproblemowy, rozpakowanie na parkingu w Korbielowie Dolnym i na podeszwach powolne pięcie się w górę .
Na początek kierujemy się niebieskim szlakiem w stronę Przełęczy Przysłopy (847) po czym skręcamy w prawo za za czarnymi znakami ( nawet oznaczonymi na mapie jako szlak rowerowy co trzeba następnym razem sprawdzić :P ) na Uszczawne Niżne (1015)
a zaraza za nim na Malorkę (1051)aby dostać się na Uszczawne Wyżne (1145) gdzie kończy się czarny pieszy (rowerowy ciągnie się dalej z nami :P ) , a zaczyna się zielony pieszy którym przez Skałkę (1235) pomykamy na Halę Miziowa do schroniska.
W schronisku kilka minut odpoczynku, ogarnięcie widoczków , buła i powoli idziemy na ostatni etap przed szczytem. Wbijamy się na żółty szlak który całkiem ładnie trawersuje wzdłuż północno-wschodniego stoku . Po chwili wychodzimy na ścieżkę wśród kosodrzewiny którą najpierw dostajemy się na "polskie pilsko " czyli na Pięć Kopców a dopiero kawałek dalej docieramy na Pilsko właściwe (1557).
Kilka minut dajemy sobie na focenie i na odpoczynek , ale nie siedzimy na górze zbyt długo bo zaczynają się zbierać niezbyt sympatyczne chmury w odcieniu ciemno szarym.
Jeszcze nie wiedzieliśmy że to był początek tego co nas spotkało na zejściu. Na Miziową schodzimy czarnym wzdłuż wyciągów , całkiem fajnie i szybko. W schronisku zakup książeczek GOT ( w końcu może się coś uzbiera na żelazo na kapelusz :P ) , pieczątkarnia i biorąc pod uwagę widoki na niebie, następuje decyzja o jak najszybszym zejściu na dół .
Schodzimy żółtym szlakiem . Po kilkuset metrach zaczynamy słyszeć za sobą delikatne pomruki burzy. Robi się bardzo szybko chłodniej, i czuć w powietrzu wilgoć. Zaczął coraz mocniej wiać wiatr . Gdzieś przed samą polaną Gackówka spadły pierwsze krople deszczu a zaraz po nich ( zdażyliśmy tylko szybko założyć deszczówki ) zrobiło się biało od deszczu, zerwał się wicher który wyginał trzydziestometrowe drzewa . Zejście zaczęło się robić bardzo niebezpieczne , bardzo szybko podłoże zaczęło się robić śliskie , do tego bardzo silny wiatr i o błąd nie było trudno. Każdy z nas był całkowicie skupiony na tym aby się gdzieś nie poślizgnąć co mogło by się skończyć tragicznie. I tylko to było w naszych możliwościach, na resztę nie mieliśmy żadnego wpływu. Prawda jest taka ze przed piorunem się nie ucieknie ( a schować się tam nie ma gdzie). Mieliśmy tylko nadzieje że im niżej będziemy tym będzie bezpieczniej. Moim zadaniem było jeszcze zagadywanie Oskara żeby nie zwracał uwagi na to co się dzieje wokół . Normalnie panicznie boi się burzy a tu nagle był w jej centrum, bez bezpiecznego pokoju czy zamkniętych okien, wszystko działo się nad jego głową. Zaczął się mocno trząść, adrenalina robi swoje, ale dzięki temu że go zagadywałem wyłączył się trochę i mocno go trzymając mogliśmy schodzić na dół. Na szczęście po kilku, kilkunastu minutach wszystko zaczęło się uspakajać i przeniosło na drugą stronę wzgórza po którym schodziliśmy. Cali przemoknięci ale zdrowi i co najważniejsze żywi dotarliśmy do samochodu.
Mimo tej burzy dzień był całkiem przyjemny. Droga ciężka ale widoki przepięknie wynagradzają wysiłek.
- Aktywność Wędrówka