Wpisy archiwalne w kategorii
>200 km
Dystans całkowity: | 3142.60 km (w terenie 275.00 km; 8.75%) |
Czas w ruchu: | 165:08 |
Średnia prędkość: | 19.03 km/h |
Maksymalna prędkość: | 99.20 km/h |
Suma podjazdów: | 33150 m |
Suma kalorii: | 84667 kcal |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 261.88 km i 13h 45m |
Więcej statystyk |
Sobota, 22 czerwca 2019
Kategoria >200 km
Rowerowy szlak Orlich Gniazd- z domu do domu
Niestety plan zrealizowany w 80%. Niewiele nam zabrakło, ale dalsza jazda ma siłę była by zbyt niebezpieczna ze względu na zmęczenie.
Myślę że kiedyś sobie to odbijemy.
- DST 251.27km
- Teren 50.00km
- Czas 14:49
- VAVG 16.96km/h
- VMAX 59.40km/h
- Kalorie 4482kcal
- Podjazdy 2163m
- Sprzęt Kross
- Aktywność Jazda na rowerze
Turbacz
Taki plan był dwa , trzy miesiące wcześniej ustalany. Po zebraniu chętnych , wystartowaliśmy spod mojego Lidloza w Kiepurolandzie . Na samym początku wykazałem się kompletnym kretynizmem który miał ogromny wpływ na cały przejazd , a zwłaszcza na jego czasoprzestrzeń. Niestety przed wyjazdem zmieniłem łańcuch bez zmiany kasety. Cała droga była niestety bez 3 najmniejszych koronek w kasecie bo na tyle mocno przeskakiwały że nie dało się z nich korzystać. dlatego też max jaki mogłem osiągnąć to 27 km/h z kręceniem, natomiast zjazdy pow 27 tylko siłą grawitacji. nawet dokręcać się nie dało. no cóż, ale jechać trzeba było .
Na początku droga standardowa na Imielin i Oświęcim. Dopiero w Oświęcimiu wbijamy się na drogę 28 i w zasadzie cały czas przez Zator, Wadowice, Suchą Beskidzką i Maków Podhalański dotarliśmy do Rabki Zdrój. Tam w górnej części Parku zrobiliśmy sobie pierwszy dłuższy popas. po pierwsze aby odpocząć przed podjazdem na Turbacz, ale też aby poczekać na Patyka, który ma dojechać autem do Rabki a potem kręcić na rowerku. Myśleliśmy że pojedzie z nami ale wybrał całkiem inną trasę. Pogadaliśmy z nim chwilę by po korycie rozjechać się w swoje strony.
Na Turbacz wjeżdżaliśmy szlakiem rowerowym z Rabki przez Maciejową i Stare Wierchy. Podjazd w 99 % cały podjechany, jedynie dwa kawałki po ok 100 m był wypych ze względu na na wyniszczoną drogę przez burze sprzed dwu dni oraz wersję szczytowania, czyli w naszym przypadku od strony schodów a nie od schroniska. Ze szczytu w zasadzie po płaskim do schroniska na obiad i dłuższy odpoczynek bo do domu daleko :) Musieliśmy jeszcze trochę poczekać na resztę ekipy bo po drodze się rozłączyli żeby fotki robić, posiedzieć w schroniskach i takie tam :P
Tyle nam na tym czekaniu zeszło że na powrót wybrałem najkrótszy szlak pieszy z Turbacza przez Czoło Turbacza na szagę prosto do Huciska. Biorąc pod uwagę że byliśmy naprawdę wysoko a szlak był naprawdę najkrótszy to i rzeźnia była sakramencka. Ciągły bardzo stromy zjazd z wieloma zakrętami na wąskich ścieżkach usianych poukładanymi na skos okrąglakami do odprowadzania wody. Na jednym z nich właśnie zaliczyłem delikatną glebę. Obyło się bez strat , prócz lekkiego obtarcia skóry na łokciu. W Hucisku pałeczkę przejął Limit i dalej jechaliśmy już wg jego "telewizora". Najpierw do Mszany gdzie starałem się jeszcze kupić nową kasetę ( była Sobota i myślałem że może będzie coś otwarte. Nie było ale właściciel sklepu specjalnie wyszedł do nas i poszukał ale nic nie miał). Niestety wyszło na to że dalej muszę się męczyć bez twardego. Z Mszany uzgodniliśmy że nie jedziemy przy "zakopiance " tylko równolegle , małymi wioskami. Wybór padł na Kasinę Wielką i Wierzbanową w stronę Droginii i Myślenic. W okolicach myślenic zaczęło już się powoli ściemniać i dalsza droga powoli zamieniała się w powrót po ciemku bez widoczności pasa i na przyrządy :P choć na kursie i ścieżce. Staraliśmy się jedynie omijać parowy i wolno stojące brzozy, bo....kto go tam wie :P
W Mogilanach przekroczyliśmy 7 i skierowaliśmy się na Skawinę aby wzdłuż Wisły dotrzeć do A4 i przebić się na drugą stronę. Po drugiej stronie Wisły nastąpiło chwilowe oblężenie pobliskiej stacji benzynowej, gdyż akumulatory nasze bliskie były wyczerpaniu a ciemno już było bardzo i morale strasznie spadło. Przed nami zostały ostatnie kilometry z podjazdami aby przebić się do 79 na Mysłowice. Przez ostatnie górki dostaliśmy się do wyjazdu z Dulan na 79 . Do Młoszowej dojechaliśmy jeszcze całą grupą ale już dalej część pojechała szybciej a Ja z Kumplem zostałem z tyłu żeby go asekurować na powrocie bo trochę zaniemógł.
Wyjazd mimo tych technicznych problemów uważam za całkiem udany i mogę sobie kolejną górkę dopisać do "Podjechanych" :)
Na początku droga standardowa na Imielin i Oświęcim. Dopiero w Oświęcimiu wbijamy się na drogę 28 i w zasadzie cały czas przez Zator, Wadowice, Suchą Beskidzką i Maków Podhalański dotarliśmy do Rabki Zdrój. Tam w górnej części Parku zrobiliśmy sobie pierwszy dłuższy popas. po pierwsze aby odpocząć przed podjazdem na Turbacz, ale też aby poczekać na Patyka, który ma dojechać autem do Rabki a potem kręcić na rowerku. Myśleliśmy że pojedzie z nami ale wybrał całkiem inną trasę. Pogadaliśmy z nim chwilę by po korycie rozjechać się w swoje strony.
Na Turbacz wjeżdżaliśmy szlakiem rowerowym z Rabki przez Maciejową i Stare Wierchy. Podjazd w 99 % cały podjechany, jedynie dwa kawałki po ok 100 m był wypych ze względu na na wyniszczoną drogę przez burze sprzed dwu dni oraz wersję szczytowania, czyli w naszym przypadku od strony schodów a nie od schroniska. Ze szczytu w zasadzie po płaskim do schroniska na obiad i dłuższy odpoczynek bo do domu daleko :) Musieliśmy jeszcze trochę poczekać na resztę ekipy bo po drodze się rozłączyli żeby fotki robić, posiedzieć w schroniskach i takie tam :P
Tyle nam na tym czekaniu zeszło że na powrót wybrałem najkrótszy szlak pieszy z Turbacza przez Czoło Turbacza na szagę prosto do Huciska. Biorąc pod uwagę że byliśmy naprawdę wysoko a szlak był naprawdę najkrótszy to i rzeźnia była sakramencka. Ciągły bardzo stromy zjazd z wieloma zakrętami na wąskich ścieżkach usianych poukładanymi na skos okrąglakami do odprowadzania wody. Na jednym z nich właśnie zaliczyłem delikatną glebę. Obyło się bez strat , prócz lekkiego obtarcia skóry na łokciu. W Hucisku pałeczkę przejął Limit i dalej jechaliśmy już wg jego "telewizora". Najpierw do Mszany gdzie starałem się jeszcze kupić nową kasetę ( była Sobota i myślałem że może będzie coś otwarte. Nie było ale właściciel sklepu specjalnie wyszedł do nas i poszukał ale nic nie miał). Niestety wyszło na to że dalej muszę się męczyć bez twardego. Z Mszany uzgodniliśmy że nie jedziemy przy "zakopiance " tylko równolegle , małymi wioskami. Wybór padł na Kasinę Wielką i Wierzbanową w stronę Droginii i Myślenic. W okolicach myślenic zaczęło już się powoli ściemniać i dalsza droga powoli zamieniała się w powrót po ciemku bez widoczności pasa i na przyrządy :P choć na kursie i ścieżce. Staraliśmy się jedynie omijać parowy i wolno stojące brzozy, bo....kto go tam wie :P
W Mogilanach przekroczyliśmy 7 i skierowaliśmy się na Skawinę aby wzdłuż Wisły dotrzeć do A4 i przebić się na drugą stronę. Po drugiej stronie Wisły nastąpiło chwilowe oblężenie pobliskiej stacji benzynowej, gdyż akumulatory nasze bliskie były wyczerpaniu a ciemno już było bardzo i morale strasznie spadło. Przed nami zostały ostatnie kilometry z podjazdami aby przebić się do 79 na Mysłowice. Przez ostatnie górki dostaliśmy się do wyjazdu z Dulan na 79 . Do Młoszowej dojechaliśmy jeszcze całą grupą ale już dalej część pojechała szybciej a Ja z Kumplem zostałem z tyłu żeby go asekurować na powrocie bo trochę zaniemógł.
Wyjazd mimo tych technicznych problemów uważam za całkiem udany i mogę sobie kolejną górkę dopisać do "Podjechanych" :)
- DST 301.00km
- Teren 20.00km
- Czas 17:55
- VAVG 16.80km/h
- VMAX 60.90km/h
- Kalorie 11559kcal
- Podjazdy 3729m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 kwietnia 2016
Kategoria >200 km, Jednodniowe
Przysłop pod Baranią. Kontrolna 200
- DST 208.00km
- Teren 10.00km
- Czas 11:27
- VAVG 18.17km/h
- VMAX 62.00km/h
- Kalorie 7400kcal
- Podjazdy 1400m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 7 listopada 2015
Kategoria >200 km, Jednodniowe
Skrzyczne
Zaczęło się niewinnie ;) Na niedawnym wyjeździe do Morska z Olgą, Dominem i ekipą z Szopienic i Tychów , Domino coś tam wspomniał że ma pomysł, a mianowicie wyskoczyć na chwilkę z domu i podjechać na Skrzyczne w Szczyrku, zobaczyć czy dobrą herbatę dają w schronie. Cóż , musiał mnie bardzo długo przekonywać, jakieś 3,5 sekundy, i w końcu dałem się przekonać. Dawno już nie robiłem dłuższych wyjazdów, więc taka miła sobotnia przejażdżka była mi w sam raz :)
Mniej więcej tydzień przed startem zaczęło się zwoływanie znajomych na tą jakże zacną imprezkę. Koniec końców z naszej znanej ekipy zaanonsowali się :Ja( ;P) , Domino , Obuch i Mariusz z tych (;P) Będkowskich, w formie kołujących na miejsce a nazad oraz Patyczak, Andrzej i Monia którzy mają dokulać się cugami i spotkać z nami w Lipowej.
Start ustaliliśmy w dwóch etapach , czyli 5:00 u Domina pod Expo i 5:30 u mnie pod Lidlem w Kiepurolandzie.
Jak to zwykle bywa , pobudka 3:30, jakieś koryto, szybkie pakowanko w plecak dodatkowej kurtki, bluzy i takich tam pierdół, gdyby miało nas zmoczyć po drodze.
Na dole pod Lidlem czekają już Obuch i Mariusz i tylko Domina brakuje. Dzwonię więc szybko żeby czasu nie tracić i okazuje się że Domino już gna bo czekał na Obucha, a Obuch nie czekał na Domina tylko o równej 5 odjechał i minęli się o 2-3 minuty. Czekanie umilamy sobie jak zwykle gadkami o tym i o tamtym i po chwili widzimy najpierw brodę a potem już całego Wikinga:)
Jesteśmy w komplecie więc nie tracimy więcej czasu tylko obieramy kierunek Szczyrk, najpierw przez Giszowiec na Murcki a potem na centrum Tychów, a w zasadzie aż do Kobiura, bo tam drogę znam na pamięć. Z Kobiura używam nowo wgranej w telefon nawigacji rowerowej , żeby ominąć jazdę krajową 1 i starać się trzymać mniej uczęszczanych asfaltów . W sumie trasę poprowadziła bardzo fajnie i bezproblemowo, ładnie przeprowadzając nas przez kolejne miejscowości a zwłaszcza przez centrum Bielska-Białej, czego najbardziej się obawiałem. Z Bielska bocznymi ulicami wzdłuż rzeki Biała przez Wilkowice jedziemy do Rybarzowic a stamtąd podnóżami gór jedziemy do Lipowej. W Lipowej niestety już nikogo nie zastajemy a po telefonie do reszty ekipy dowiadujemy się są już oni w drodze na szczyt. Wykorzystujemy więc chwilę pod sklepem w Lipowej na odpoczynek, wciągnięcie jakiegoś batona i łyk picie a potem powoli zaczynamy wlec się w kierunku drogi dojazdowej na Skrzyczne.
Dojeżdżając do Nadleśnictwa Skrzyczne kończy się niestety moja kariera jazdy na dużym blacie i trzeba zacząć krzyżować łańcuch z młynkiem . Niestety nie zdążyłem załatwić sobie środkowego blatu na ten wyjazd więc nie mogłem z niego korzystać przez całą drogę. Po drodze okazuje się że w ten dzień jest też organizowany maraton biegowy na Skrzyczne i przez całą drogę na szczyt towarzyszą nam biegacze a co poniektórzy nas wyprzedzają i ...tyle ich widzieli :) Ale powolutku, powolutku i sukcesywnie pniemy się na tych naszych żelazach na górę. Szczerze mówiąc myślałem że ten podjazd będzie trudniejszy technicznie ale sam czas podjazdu dał nam mocno we znaki . Od Lipowej do szczytu na Skrzycznem ok 1:40 h.
Na górze pamiątkowe foto przy znaku i kruciutko po kamieniach na dół do schroniska gdzie już się reszta ekipy rozgościła. Z godzinkę tam pobajdurzyliśmy, pośmialiśmy się i uzupełniliśmy energie , bo przecież do domu jeszcze ponad 100 km.
W międzyczasie jak tak sobie szwargotaliśmy to pogoda bardzo mocno się zmieniła, jak to w górach, na naszą niekorzyść. Mocno się zamgliło ( albo byliśmy w środku deszczowej chmury ? ), zaczęło padać i zrobiło się przejmująco zimno. Szybko więc zebraliśmy swoje gnaty , wsadziliśmy na swoje graty i jak tylko się dało tak szybko zaczęliśmy uciekać na dół, obierając kierunek na Małe Skrzyczne, potem na Malinowską Skałę, gdzie zaczęły się moje problemy z rowerem. Niestety po drodze skończyło się jedno z kółek w wózku przerzutki i za którymś razem na tyle zblokowało łańcuch , że urwałem hak. Niestety nie miałem ze sobą zapasowego więc musiałem spiąć napęd na sztywno i tu zrobiłem błąd, gdyż spiąłem łańcuch na środku kasety tak jak bym miał jechać na środkowym blacie , którego przecież nie miałem. Zaczęliśmy zjazd do Salmopolu i po chwili okazało się że łańcuch dalej jest zbyt luźny bo samoistnie spada na najmniejszą koronkę w kasecie. Z początku nie wiedziałem o co chodzi i mordowałem się tak na całym zjeździe do Salmopolu i potem na dół do Wisły. Dopiero w malince się wkurzyłem i zatrzymałem na przystanku żeby ogarnąć napęd do porządku. W międzyczasie zostaliśmy z Obuchem i Mariuszem sami bo reszta rozbujała się z góry i tyle my ich widzieli ;)
Kiedy zrozumiałem że przecież z dużym blatem dobrze będzie chodzić tylko najmniejsza koronka z tyłu , skróciłem łańcuch na maxa i trochę jak na ostrym ( nie musiałem tylko stale kręcić pedałami i miałem normalne hamulce) pojechałem dalej, mając już w głowie myśli jak dojadę do domu na samym twardym przełożeniu :(
W Wiśle Dziechcince na mostku, czeka na nas reszta i po krótkim pożegnaniu rozdzielamy się już na stałe . Ja z Mariuszem i Robertem wracamy rowerami na kwadrat , a oni jeszcze coś tam kombinują .
Powrót nawigacja wyznaczyła nam całkiem rozsądny , prosty i w zasadzie bez podjazdów które mogły by mnie zatrzymać na tym napędzie. dopiero omijając kopalnię na Murckach jeden podjazd dał mi popalić , ale mimo prawie wygiętej kierownicy , dałem radę go zrobić bez schodzenia. Niestety cały szlak wzdłuż Wisły aż do Skoczowa jechaliśmy po ciemku tylko przy świetle latarek, więc widoczków nie było. Skupialiśmy sie raczej na bezpiecznej jeździe i powrocie w całości do domu. Plus był taki że nawigacja dała nam bardzo fajna drogę asfaltami , bocznymi drogami a od Pszczyny całkiem znośnym szutrem przez las do wyjazdu na 44 w Urbanowicach. Ciekawostka po drodze było też to , ze na tamie w Goczałkowicach, przy bramkach , pojawiła się budka strażnika i wyszedł do nas strażnik z bronią. Wcześniej tyle razy tam byłem i nic takiego nie widziałem. Czyżby zaczęli mocniej chronić tamę? w końcu gdyby ktoś chciał to mógłby narobić niezłego bigosu .
Z Urbanowic był plan żeby dalej jechać lasami prawą stroną "1" ale niestety brakło prądu w telefonie i musieliśmy zmienić decyzję. Skręciliśmy w lewo i po chwili byliśmy na "starych śmieciach" przy browarze w Tychach a stamtąd już bez problemu znaną trasa przez Murcki i Giszowiec do domu.
Tak minęła nam Sobota. Całkiem fajny dzień mimo deszczu i przygód z rowerem.
Zdjęć jest niewiele bo i czasu na focenie a potem warunków za dużo nie było :)
Pokręceni na Skrzycznem ;P
Celownik zdobyty :) Skrzyczne 1257 m n.p.m.
Przeróbka Byka na Ostrego :P
Szydzące paluchy jak zawsze na swoim miejscu :)
Malinowska Skała
Cudowne widoki z Malinowskiej Skały :P
Mniej więcej tydzień przed startem zaczęło się zwoływanie znajomych na tą jakże zacną imprezkę. Koniec końców z naszej znanej ekipy zaanonsowali się :Ja( ;P) , Domino , Obuch i Mariusz z tych (;P) Będkowskich, w formie kołujących na miejsce a nazad oraz Patyczak, Andrzej i Monia którzy mają dokulać się cugami i spotkać z nami w Lipowej.
Start ustaliliśmy w dwóch etapach , czyli 5:00 u Domina pod Expo i 5:30 u mnie pod Lidlem w Kiepurolandzie.
Jak to zwykle bywa , pobudka 3:30, jakieś koryto, szybkie pakowanko w plecak dodatkowej kurtki, bluzy i takich tam pierdół, gdyby miało nas zmoczyć po drodze.
Na dole pod Lidlem czekają już Obuch i Mariusz i tylko Domina brakuje. Dzwonię więc szybko żeby czasu nie tracić i okazuje się że Domino już gna bo czekał na Obucha, a Obuch nie czekał na Domina tylko o równej 5 odjechał i minęli się o 2-3 minuty. Czekanie umilamy sobie jak zwykle gadkami o tym i o tamtym i po chwili widzimy najpierw brodę a potem już całego Wikinga:)
Jesteśmy w komplecie więc nie tracimy więcej czasu tylko obieramy kierunek Szczyrk, najpierw przez Giszowiec na Murcki a potem na centrum Tychów, a w zasadzie aż do Kobiura, bo tam drogę znam na pamięć. Z Kobiura używam nowo wgranej w telefon nawigacji rowerowej , żeby ominąć jazdę krajową 1 i starać się trzymać mniej uczęszczanych asfaltów . W sumie trasę poprowadziła bardzo fajnie i bezproblemowo, ładnie przeprowadzając nas przez kolejne miejscowości a zwłaszcza przez centrum Bielska-Białej, czego najbardziej się obawiałem. Z Bielska bocznymi ulicami wzdłuż rzeki Biała przez Wilkowice jedziemy do Rybarzowic a stamtąd podnóżami gór jedziemy do Lipowej. W Lipowej niestety już nikogo nie zastajemy a po telefonie do reszty ekipy dowiadujemy się są już oni w drodze na szczyt. Wykorzystujemy więc chwilę pod sklepem w Lipowej na odpoczynek, wciągnięcie jakiegoś batona i łyk picie a potem powoli zaczynamy wlec się w kierunku drogi dojazdowej na Skrzyczne.
Dojeżdżając do Nadleśnictwa Skrzyczne kończy się niestety moja kariera jazdy na dużym blacie i trzeba zacząć krzyżować łańcuch z młynkiem . Niestety nie zdążyłem załatwić sobie środkowego blatu na ten wyjazd więc nie mogłem z niego korzystać przez całą drogę. Po drodze okazuje się że w ten dzień jest też organizowany maraton biegowy na Skrzyczne i przez całą drogę na szczyt towarzyszą nam biegacze a co poniektórzy nas wyprzedzają i ...tyle ich widzieli :) Ale powolutku, powolutku i sukcesywnie pniemy się na tych naszych żelazach na górę. Szczerze mówiąc myślałem że ten podjazd będzie trudniejszy technicznie ale sam czas podjazdu dał nam mocno we znaki . Od Lipowej do szczytu na Skrzycznem ok 1:40 h.
Na górze pamiątkowe foto przy znaku i kruciutko po kamieniach na dół do schroniska gdzie już się reszta ekipy rozgościła. Z godzinkę tam pobajdurzyliśmy, pośmialiśmy się i uzupełniliśmy energie , bo przecież do domu jeszcze ponad 100 km.
W międzyczasie jak tak sobie szwargotaliśmy to pogoda bardzo mocno się zmieniła, jak to w górach, na naszą niekorzyść. Mocno się zamgliło ( albo byliśmy w środku deszczowej chmury ? ), zaczęło padać i zrobiło się przejmująco zimno. Szybko więc zebraliśmy swoje gnaty , wsadziliśmy na swoje graty i jak tylko się dało tak szybko zaczęliśmy uciekać na dół, obierając kierunek na Małe Skrzyczne, potem na Malinowską Skałę, gdzie zaczęły się moje problemy z rowerem. Niestety po drodze skończyło się jedno z kółek w wózku przerzutki i za którymś razem na tyle zblokowało łańcuch , że urwałem hak. Niestety nie miałem ze sobą zapasowego więc musiałem spiąć napęd na sztywno i tu zrobiłem błąd, gdyż spiąłem łańcuch na środku kasety tak jak bym miał jechać na środkowym blacie , którego przecież nie miałem. Zaczęliśmy zjazd do Salmopolu i po chwili okazało się że łańcuch dalej jest zbyt luźny bo samoistnie spada na najmniejszą koronkę w kasecie. Z początku nie wiedziałem o co chodzi i mordowałem się tak na całym zjeździe do Salmopolu i potem na dół do Wisły. Dopiero w malince się wkurzyłem i zatrzymałem na przystanku żeby ogarnąć napęd do porządku. W międzyczasie zostaliśmy z Obuchem i Mariuszem sami bo reszta rozbujała się z góry i tyle my ich widzieli ;)
Kiedy zrozumiałem że przecież z dużym blatem dobrze będzie chodzić tylko najmniejsza koronka z tyłu , skróciłem łańcuch na maxa i trochę jak na ostrym ( nie musiałem tylko stale kręcić pedałami i miałem normalne hamulce) pojechałem dalej, mając już w głowie myśli jak dojadę do domu na samym twardym przełożeniu :(
W Wiśle Dziechcince na mostku, czeka na nas reszta i po krótkim pożegnaniu rozdzielamy się już na stałe . Ja z Mariuszem i Robertem wracamy rowerami na kwadrat , a oni jeszcze coś tam kombinują .
Powrót nawigacja wyznaczyła nam całkiem rozsądny , prosty i w zasadzie bez podjazdów które mogły by mnie zatrzymać na tym napędzie. dopiero omijając kopalnię na Murckach jeden podjazd dał mi popalić , ale mimo prawie wygiętej kierownicy , dałem radę go zrobić bez schodzenia. Niestety cały szlak wzdłuż Wisły aż do Skoczowa jechaliśmy po ciemku tylko przy świetle latarek, więc widoczków nie było. Skupialiśmy sie raczej na bezpiecznej jeździe i powrocie w całości do domu. Plus był taki że nawigacja dała nam bardzo fajna drogę asfaltami , bocznymi drogami a od Pszczyny całkiem znośnym szutrem przez las do wyjazdu na 44 w Urbanowicach. Ciekawostka po drodze było też to , ze na tamie w Goczałkowicach, przy bramkach , pojawiła się budka strażnika i wyszedł do nas strażnik z bronią. Wcześniej tyle razy tam byłem i nic takiego nie widziałem. Czyżby zaczęli mocniej chronić tamę? w końcu gdyby ktoś chciał to mógłby narobić niezłego bigosu .
Z Urbanowic był plan żeby dalej jechać lasami prawą stroną "1" ale niestety brakło prądu w telefonie i musieliśmy zmienić decyzję. Skręciliśmy w lewo i po chwili byliśmy na "starych śmieciach" przy browarze w Tychach a stamtąd już bez problemu znaną trasa przez Murcki i Giszowiec do domu.
Tak minęła nam Sobota. Całkiem fajny dzień mimo deszczu i przygód z rowerem.
Zdjęć jest niewiele bo i czasu na focenie a potem warunków za dużo nie było :)
Pokręceni na Skrzycznem ;P
Celownik zdobyty :) Skrzyczne 1257 m n.p.m.
Przeróbka Byka na Ostrego :P
Szydzące paluchy jak zawsze na swoim miejscu :)
Malinowska Skała
Cudowne widoki z Malinowskiej Skały :P
- DST 227.50km
- Teren 50.00km
- Czas 12:23
- VAVG 18.37km/h
- VMAX 51.90km/h
- Kalorie 11594kcal
- Podjazdy 2514m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze
Dwóch Muszkieterów :P
http://limit.bikestats.pl/1347719,Solo-We-Dwoch-cz...
Opis Limita, lepiej tego nie zrobię :)
Opis Limita, lepiej tego nie zrobię :)
- DST 240.00km
- Teren 10.00km
- Czas 13:00
- VAVG 18.46km/h
- VMAX 99.20km/h
- Kalorie 7148kcal
- Podjazdy 4556m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 czerwca 2015
Kategoria >200 km
Hala Rysianka
- DST 244.08km
- Teren 10.00km
- Czas 12:27
- VAVG 19.60km/h
- VMAX 52.10km/h
- Kalorie 8001kcal
- Podjazdy 3124m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 maja 2015
Kategoria >200 km
Kiepuroland Mstów Koniecpol Pilica Kiepuroland
- DST 226.83km
- Czas 09:30
- VAVG 23.88km/h
- VMAX 63.57km/h
- Kalorie 6102kcal
- Podjazdy 2008m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 kwietnia 2015
Kategoria Rajdy i Zawody, >200 km
Sosnowiec-Krakow-Trzebinia-Dziećkowice-Jaworzno-Sosnowiec
- DST 202.34km
- Teren 30.00km
- Czas 10:32
- VAVG 19.21km/h
- VMAX 45.80km/h
- Kalorie 6767kcal
- Podjazdy 2247m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze
Dęblin-Będzin (powrót)
- DST 364.67km
- Czas 18:12
- VAVG 20.04km/h
- VMAX 65.60km/h
- Kalorie 11647kcal
- Podjazdy 2814m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze
Będzin-Dęblin
Trasa w jeden dzień z Limitem i Robredo
Długość trasy z Gpsies (dokładniejsza)
Długość trasy z Gpsies (dokładniejsza)
- DST 307.67km
- Czas 15:35
- VAVG 19.74km/h
- VMAX 57.00km/h
- Kalorie 9967kcal
- Podjazdy 3052m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze