Informacje

  • Wszystkie kilometry: 54425.98 km
  • Km w terenie: 4629.60 km (8.51%)
  • Czas na rowerze: 142d 23h 18m
  • Prędkość średnia: 16.48 km/h
  • Suma w górę: 502598 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Mariotruck.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 7 listopada 2015 Kategoria >200 km, Jednodniowe

Skrzyczne

Zaczęło się niewinnie ;) Na niedawnym wyjeździe do Morska z Olgą, Dominem i ekipą z Szopienic i Tychów , Domino coś tam wspomniał że ma pomysł, a mianowicie wyskoczyć na chwilkę z domu i podjechać na Skrzyczne w Szczyrku, zobaczyć czy dobrą herbatę dają w schronie. Cóż , musiał mnie bardzo długo przekonywać, jakieś 3,5 sekundy, i w końcu dałem się przekonać. Dawno już nie robiłem dłuższych wyjazdów, więc taka miła sobotnia przejażdżka była mi w sam raz :)
Mniej więcej tydzień przed startem zaczęło się zwoływanie znajomych na tą jakże zacną imprezkę. Koniec końców z naszej znanej ekipy zaanonsowali się :Ja( ;P) , Domino , Obuch i Mariusz z tych (;P) Będkowskich, w formie kołujących na miejsce a nazad oraz Patyczak, Andrzej i Monia którzy mają dokulać się cugami i spotkać z nami w Lipowej.
Start ustaliliśmy w dwóch etapach , czyli 5:00 u Domina pod Expo i 5:30 u mnie pod Lidlem w Kiepurolandzie.
Jak to zwykle bywa , pobudka 3:30, jakieś koryto, szybkie pakowanko w plecak dodatkowej kurtki, bluzy i takich tam pierdół, gdyby miało nas zmoczyć po drodze. 
Na dole pod Lidlem czekają już Obuch i Mariusz i tylko Domina brakuje. Dzwonię więc szybko żeby czasu nie tracić i okazuje się że Domino już gna bo czekał na Obucha, a Obuch nie czekał na Domina tylko o równej 5 odjechał i minęli się o 2-3 minuty. Czekanie umilamy sobie jak zwykle gadkami  o tym i o tamtym i po chwili widzimy najpierw brodę a potem już całego Wikinga:)
Jesteśmy w komplecie więc nie tracimy więcej czasu tylko obieramy kierunek Szczyrk, najpierw przez Giszowiec na Murcki a potem na centrum Tychów, a w zasadzie aż do Kobiura, bo tam drogę znam na pamięć. Z Kobiura używam nowo wgranej w telefon nawigacji rowerowej , żeby ominąć jazdę krajową 1 i starać się trzymać mniej uczęszczanych asfaltów . W sumie trasę poprowadziła bardzo fajnie i bezproblemowo, ładnie przeprowadzając nas przez kolejne miejscowości a zwłaszcza przez centrum Bielska-Białej, czego najbardziej się obawiałem. Z Bielska bocznymi ulicami wzdłuż rzeki Biała przez Wilkowice jedziemy do Rybarzowic a  stamtąd podnóżami gór jedziemy  do Lipowej. W Lipowej niestety już nikogo nie zastajemy a po telefonie do reszty ekipy dowiadujemy się są już oni w drodze na szczyt. Wykorzystujemy więc chwilę pod sklepem w Lipowej na odpoczynek, wciągnięcie jakiegoś batona i łyk picie a potem powoli zaczynamy wlec się w kierunku drogi dojazdowej na Skrzyczne. 
Dojeżdżając do Nadleśnictwa Skrzyczne kończy się niestety moja kariera jazdy na dużym blacie i trzeba zacząć krzyżować łańcuch z młynkiem . Niestety nie zdążyłem załatwić sobie środkowego blatu na ten wyjazd więc nie mogłem z niego korzystać przez całą drogę. Po drodze okazuje się że w ten dzień jest też organizowany maraton biegowy na Skrzyczne i przez całą drogę na szczyt towarzyszą nam biegacze a co poniektórzy nas wyprzedzają i ...tyle ich widzieli :) Ale powolutku, powolutku i sukcesywnie pniemy się na tych naszych żelazach na górę. Szczerze mówiąc myślałem że ten podjazd będzie trudniejszy technicznie ale sam czas podjazdu dał nam mocno we znaki . Od Lipowej do szczytu na Skrzycznem ok 1:40 h. 
Na górze pamiątkowe foto przy znaku i kruciutko po kamieniach na dół do schroniska gdzie już się reszta ekipy rozgościła. Z godzinkę tam pobajdurzyliśmy, pośmialiśmy się i uzupełniliśmy energie , bo przecież do domu jeszcze ponad 100 km. 
W międzyczasie jak tak sobie szwargotaliśmy to pogoda bardzo mocno się zmieniła, jak to w górach, na naszą niekorzyść. Mocno się zamgliło ( albo byliśmy w środku deszczowej chmury ? ), zaczęło padać i zrobiło się przejmująco zimno. Szybko więc zebraliśmy swoje gnaty , wsadziliśmy na swoje graty i jak tylko się dało tak szybko zaczęliśmy uciekać na dół, obierając kierunek na Małe Skrzyczne, potem na Malinowską Skałę, gdzie zaczęły się moje problemy z rowerem. Niestety po drodze skończyło się jedno z kółek w wózku przerzutki i za którymś razem na tyle zblokowało łańcuch , że urwałem hak. Niestety nie miałem ze sobą zapasowego więc musiałem spiąć napęd na sztywno i tu zrobiłem błąd, gdyż spiąłem łańcuch na środku kasety tak jak bym miał jechać na środkowym blacie , którego przecież nie miałem. Zaczęliśmy zjazd do Salmopolu i po chwili okazało się  że łańcuch dalej jest zbyt luźny bo samoistnie spada na najmniejszą koronkę w kasecie. Z początku nie wiedziałem o co chodzi i mordowałem się tak na całym zjeździe do Salmopolu i potem na dół do Wisły. Dopiero w malince się wkurzyłem i zatrzymałem na przystanku żeby ogarnąć napęd do porządku. W międzyczasie zostaliśmy z Obuchem i Mariuszem sami bo reszta rozbujała się z góry i tyle my ich widzieli ;)
Kiedy zrozumiałem że przecież z dużym blatem dobrze będzie chodzić tylko najmniejsza koronka z tyłu , skróciłem łańcuch na maxa i trochę jak na ostrym ( nie musiałem tylko stale kręcić pedałami i miałem normalne hamulce) pojechałem dalej, mając już w głowie myśli jak dojadę do domu na samym twardym przełożeniu :(
W Wiśle Dziechcince na mostku, czeka na nas reszta i po krótkim pożegnaniu rozdzielamy się już na stałe . Ja z Mariuszem i Robertem wracamy rowerami na kwadrat , a oni jeszcze coś tam kombinują . 
Powrót nawigacja wyznaczyła nam całkiem rozsądny , prosty i w zasadzie bez podjazdów które mogły by mnie zatrzymać na tym napędzie. dopiero omijając kopalnię na Murckach jeden podjazd dał mi popalić , ale mimo prawie wygiętej kierownicy , dałem radę go zrobić bez schodzenia. Niestety cały szlak wzdłuż Wisły aż do Skoczowa jechaliśmy po ciemku tylko przy świetle latarek, więc widoczków nie było. Skupialiśmy sie raczej na bezpiecznej jeździe i powrocie w całości do domu. Plus był taki że nawigacja dała nam bardzo fajna drogę asfaltami , bocznymi drogami a od Pszczyny całkiem znośnym szutrem przez las do wyjazdu na 44 w Urbanowicach. Ciekawostka po drodze było też to , ze na tamie w Goczałkowicach, przy bramkach , pojawiła się budka strażnika i wyszedł do nas strażnik z bronią. Wcześniej tyle razy tam byłem i nic takiego nie widziałem. Czyżby zaczęli mocniej chronić tamę? w końcu gdyby ktoś chciał to mógłby narobić niezłego bigosu .
Z Urbanowic był plan żeby dalej jechać lasami prawą stroną "1" ale niestety brakło prądu w telefonie i musieliśmy zmienić decyzję. Skręciliśmy w lewo i po chwili byliśmy na "starych śmieciach" przy browarze w Tychach a stamtąd już bez problemu znaną trasa przez Murcki i Giszowiec do domu. 
Tak minęła nam Sobota. Całkiem fajny dzień mimo deszczu i przygód z rowerem.
Zdjęć jest niewiele bo i czasu na focenie a potem warunków za dużo nie było :)




Pokręceni na Skrzycznem ;P


Celownik zdobyty :) Skrzyczne 1257 m n.p.m. 


Przeróbka Byka na Ostrego :P


Szydzące paluchy jak zawsze na swoim miejscu :)


Malinowska Skała


Cudowne widoki z Malinowskiej Skały :P
  • DST 227.50km
  • Teren 50.00km
  • Czas 12:23
  • VAVG 18.37km/h
  • VMAX 51.90km/h
  • Kalorie 11594kcal
  • Podjazdy 2514m
  • Sprzęt Bulls King Cobra XC
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Wyszydzenie pierwsza klasa. Z widoczkami cieniutko. Takie samem mamy czasem u nas ;-p Traska konkretna. Trochę żałuję, że nie było mnie z Wami ale to nie był dzień, w którym czułem się na siłach tyle pojechać.
limit
- 06:21 czwartek, 19 listopada 2015 | linkuj
Limit ...Mówisz , masz :)
Mariotruck
- 19:16 środa, 18 listopada 2015 | linkuj
Jak zaanektuję kompa ;)
Mariotruck
- 17:56 poniedziałek, 9 listopada 2015 | linkuj
Czekam na opis. Po komentarzu, który u mnie umieściłeś to spodziewam się krwistej opowieści :-)
limit
- 17:42 poniedziałek, 9 listopada 2015 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl