Niedziela, 15 lutego 2015
Kategoria Ustawki
Jura z Moniką i Dominem
Hm... zaczęło się od tego , że gdzieś tam na fb się zgadaliśmy że coś nie jeździmy ostatnio za często ;P Więc Domino wpadł na pomysł żeby Jurę nawiedzić w Niedzielę . Długo nie musiał namawiać i o 6:34 rano zameldowałem się pod Realem w Dąbrowie G. Niestety nie potrafię jeszcze dobrze oszacować dobrze czasu dojazdu z nowego miejsca, więc kwitnę na pustym parkingu czekając na prowodyra tego całego zamieszania , kręcąc bączki po parkingu ;)
Parę minut po 7 zjawia się Domino i bez zbędnego marnowania czasu spinamy łydy i gnamy na Krzeszowice , przez Maczki i Trzebinię. Drogi bezproblemowe, asfalt suchy, jedynie na naszym skrótowym odcinku polnej drogi między Ciężkowicami a Małą Skotnicą lodowy offroad :) ale do przejechania ...oczywiście ile z niego mieliśmy frajdy to tylko my i endorfiny wiedzą ;P
W Trzebini krótki postój w celu komunikacji z jeszcze jednym ....jedną uczestniczką tej jakże zacnej ustawki czyli Moniką. Okazuje się że już dojeżdża pociągiem do Krzeszowic więc jak to się mawiało...Ogary poszły w las...:P... 79...samochody...TIR'y .... oj tam ...oj tam :)
W Krzeszowicach zagarniamy Monikę ( zdążyła już się rozgrzać w stronę Tenczynka) i powoli kręcimy w górę czyli w stronę Dębnika ( mieliśmy zdążać na Siedlec ale nam się busole p.... hm....popsuły :P ) Zaraz za Czatkowicami Górnymi pierwszy podjazd i pierwszy uśmiech przez zaciśnięte zęby .... ale przeca trza się rozgrzać bo później lżej nie będzie :) W Dębniku chwilka przy kamieniołomie i na żółty szlak ( oczywiście przez zasypane śniegiem pole bo jakże by inaczej .... ) do Doliny Racławki, częściowo ostro opadającym czerwonym szlakiem pieszym przez Łom Pisarski . Doliną Racławki tym razem pojechaliśmy pod górę do Paczółtowic gdzie po wyjechaniu na asfalt prawie od razu zjechaliśmy w stronę lasu i po krótkim poszukiwaniu drogi w wąwozie wbiliśmy się kolejny raz na żółty pieszy gdzie przez Las Żarski i chwilowych kłopotach z "busolami" ;P dotarliśmy pod Babią Górę (461) gdzie zrobiliśmy krótki popas, a młodsza część wyprawy czyli...ONI spędziła miło czas na wesołych grach i zabawach oraz ganianiu się po okolicznych skałkach :P
Grzanie blatów przed powrotem ;P
Gry i zabawy...czyli rzutki do celu :)
Spod Babiej zjechaliśmy niebieskim rowerowym do asfaltu i skręciliśmy w lewo w stronę Szklar gdzie z kolei weszliśmy ( tak, tak....mimo że z rowerami to jednak WESZLIŚMY :) ) na czerwony pieszy
i oczywiście znów pod górę ( bo przecież właśnie O TO nam chodziło ) gdzie zaliczając pkt widokowy pod Cisówkami pędem na dół aby po zjechaniu w dolinkę od razu zacząć wchodzić z rowerami na plecach ścieżką między drzewami do Łysych Skał. Tam po zrobieniu chwilowego zamieszania w gromadkach wspinaczy i zrobieniu kilku fotek ruszamy na szagę przez pola i jakąś prywatną posesję na drugą stronę góry .
Na ulicy robimy krótki postój i dochodzimy do porozumienia że z powodu krótkiego dnia należało by powoli robić odwrót na kwadrat. Żeby jednak nie było nudno postanowiliśmy przebić się jeszcze przez Łazy do Doliny Będkowskiej i nią wrócić przez Rudawę do Krzeszowic i do domu ( w międzyczasie Monika zdecydowała się wracać z nami na kołach :) co niezmiernie nas usatysfakcjonowało :)
Więc, najpierw ładna asfaltowa i oblodzona ściana na Łazy a z Łaz szybki i też nie stroniący od lodu zjazd do Będkowskiej. Będkowską bardzo szybko, na tyle na ile pozwalały tłumy spacerowiczów do Brzezinki skąd prosto do Rudawy pod sklep i zakup boskiego CUKRU w płynie czyli soku w celach uzupełnienia braków w organizmie bo zabawa zabawą ale do domu jeszcze w h.... e to znaczy z pińdziesiont :P
Z Rudawy to już nasz standard czyli 79 do Trzebini , potem na szagę na Maczki tak jak rano ( tyle że lodu już nie było :( ) . Z Maczek przez Klimontów na Dańdówkę i przez park na Naftową gdzie przy ogródkach nadarzyła się podobno piękna gleba na lodzie , ale ja tam nic nie widziałem :) tylko mi opowiadali :P Domino z Moniką jeszcze mnie odprowadzili pod bramę stadionu gdzie nastąpiło oficjalne pożegnanie starszej części ekipy:)
Mnie wyszło 145,5 km i 1419 m przewyższenia , Domino odprowadzając Monikę do domu pod Stadion Śląski, dokręcił jeszcze do 200 km :) Niedziela bardzo miło spędzona w doborowym towarzystwie mimo trudnych warunków na pieszych szlakach Jury :) Ale jak to mówili starzy Indianie : co nas nie zabije to nas wzmocni " i tego się trzymajmy :)
Parę minut po 7 zjawia się Domino i bez zbędnego marnowania czasu spinamy łydy i gnamy na Krzeszowice , przez Maczki i Trzebinię. Drogi bezproblemowe, asfalt suchy, jedynie na naszym skrótowym odcinku polnej drogi między Ciężkowicami a Małą Skotnicą lodowy offroad :) ale do przejechania ...oczywiście ile z niego mieliśmy frajdy to tylko my i endorfiny wiedzą ;P
W Trzebini krótki postój w celu komunikacji z jeszcze jednym ....jedną uczestniczką tej jakże zacnej ustawki czyli Moniką. Okazuje się że już dojeżdża pociągiem do Krzeszowic więc jak to się mawiało...Ogary poszły w las...:P... 79...samochody...TIR'y .... oj tam ...oj tam :)
W Krzeszowicach zagarniamy Monikę ( zdążyła już się rozgrzać w stronę Tenczynka) i powoli kręcimy w górę czyli w stronę Dębnika ( mieliśmy zdążać na Siedlec ale nam się busole p.... hm....popsuły :P ) Zaraz za Czatkowicami Górnymi pierwszy podjazd i pierwszy uśmiech przez zaciśnięte zęby .... ale przeca trza się rozgrzać bo później lżej nie będzie :) W Dębniku chwilka przy kamieniołomie i na żółty szlak ( oczywiście przez zasypane śniegiem pole bo jakże by inaczej .... ) do Doliny Racławki, częściowo ostro opadającym czerwonym szlakiem pieszym przez Łom Pisarski . Doliną Racławki tym razem pojechaliśmy pod górę do Paczółtowic gdzie po wyjechaniu na asfalt prawie od razu zjechaliśmy w stronę lasu i po krótkim poszukiwaniu drogi w wąwozie wbiliśmy się kolejny raz na żółty pieszy gdzie przez Las Żarski i chwilowych kłopotach z "busolami" ;P dotarliśmy pod Babią Górę (461) gdzie zrobiliśmy krótki popas, a młodsza część wyprawy czyli...ONI spędziła miło czas na wesołych grach i zabawach oraz ganianiu się po okolicznych skałkach :P
Grzanie blatów przed powrotem ;P
Gry i zabawy...czyli rzutki do celu :)
Spod Babiej zjechaliśmy niebieskim rowerowym do asfaltu i skręciliśmy w lewo w stronę Szklar gdzie z kolei weszliśmy ( tak, tak....mimo że z rowerami to jednak WESZLIŚMY :) ) na czerwony pieszy
i oczywiście znów pod górę ( bo przecież właśnie O TO nam chodziło ) gdzie zaliczając pkt widokowy pod Cisówkami pędem na dół aby po zjechaniu w dolinkę od razu zacząć wchodzić z rowerami na plecach ścieżką między drzewami do Łysych Skał. Tam po zrobieniu chwilowego zamieszania w gromadkach wspinaczy i zrobieniu kilku fotek ruszamy na szagę przez pola i jakąś prywatną posesję na drugą stronę góry .
Na ulicy robimy krótki postój i dochodzimy do porozumienia że z powodu krótkiego dnia należało by powoli robić odwrót na kwadrat. Żeby jednak nie było nudno postanowiliśmy przebić się jeszcze przez Łazy do Doliny Będkowskiej i nią wrócić przez Rudawę do Krzeszowic i do domu ( w międzyczasie Monika zdecydowała się wracać z nami na kołach :) co niezmiernie nas usatysfakcjonowało :)
Więc, najpierw ładna asfaltowa i oblodzona ściana na Łazy a z Łaz szybki i też nie stroniący od lodu zjazd do Będkowskiej. Będkowską bardzo szybko, na tyle na ile pozwalały tłumy spacerowiczów do Brzezinki skąd prosto do Rudawy pod sklep i zakup boskiego CUKRU w płynie czyli soku w celach uzupełnienia braków w organizmie bo zabawa zabawą ale do domu jeszcze w h.... e to znaczy z pińdziesiont :P
Z Rudawy to już nasz standard czyli 79 do Trzebini , potem na szagę na Maczki tak jak rano ( tyle że lodu już nie było :( ) . Z Maczek przez Klimontów na Dańdówkę i przez park na Naftową gdzie przy ogródkach nadarzyła się podobno piękna gleba na lodzie , ale ja tam nic nie widziałem :) tylko mi opowiadali :P Domino z Moniką jeszcze mnie odprowadzili pod bramę stadionu gdzie nastąpiło oficjalne pożegnanie starszej części ekipy:)
Mnie wyszło 145,5 km i 1419 m przewyższenia , Domino odprowadzając Monikę do domu pod Stadion Śląski, dokręcił jeszcze do 200 km :) Niedziela bardzo miło spędzona w doborowym towarzystwie mimo trudnych warunków na pieszych szlakach Jury :) Ale jak to mówili starzy Indianie : co nas nie zabije to nas wzmocni " i tego się trzymajmy :)
- DST 145.50km
- Teren 29.00km
- Czas 09:12
- VAVG 15.82km/h
- VMAX 40.00km/h
- Kalorie 5913kcal
- Podjazdy 1419m
- Sprzęt Bulls King Cobra XC
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!